Dziś trochę o tym, dlaczego coraz bardziej lubię J.P.Fantasticę i dlaczego warto wydawać pieniądze na cegły tego wydawnictwa.
Mega Manga
Moja ukochana seria wydawnicza JPFu, która jeszcze nigdy mnie nie zawiodła, choć po poszczególne tytuły sięgałam mniej lub bardziej w ciemno. Powiększony format, staranne przygotowanie, znakomite tłumaczenie, uważna korekta… A przede wszystkim – treść! Mnie łatwo jest kupić i do czegoś przekonać, ale wstrząsnąć – to już sztuka. A MM wstrząsają mną do głębi, i nie inaczej było z antologią krótkich opowieści od Hirokiego Endo. Całą noc nie spałam, bo najpierw czytałam, a potem przeżywałam lekturę – i prędko mi to nie przejdzie.
Treść
Czterysta pięćdziesiąt stron podzielonych na osiem części i wydanych w formacie A5 to porządny kawał mangi. Szczególnie, że jedna z historii opowiedziana jest w dwóch rozdziałach, a dodatek jest króciutki, choć zadziwiająco przewrotny. I wiele mogę powiedzieć o zawartości tego tomu, ale na pewno nie to, że autor źle wykorzystał tą przestrzeń. Bo autor, proszę państwa, wziął młotek i pierdolnął czytelnika w łeb niemalże każdym kadrem.
Endo-sensei lubi margines społeczeństwa. Wyrzutków, nieudaczników, socjopatów, patologie. Nieszczególnie nam ich przedstawia. Nie tłumaczy. Nie wprowadza. Prawdę mówiąc, spora część mangi do egzystencjalne rozmowy o życiu poparte wstrząsającą ilością milczenia. Bo bohaterowie, nie mówiąc nic, doskonale dopełniają swoje pozornie o niczym rozmowy. Autorowi udaje się to, co mi dalej nie wychodzi – pisać o niczym i wszystkim, podlewając to dużą ilością wynurzeń i wynaturzeń, a do tego wszystkiego zrobić to tak, żeby czytelnik został z nim do końca – i to kilka razy. Bo fabuły są, i to naprawdę interesujące – ale pozornie nie na temat komentarze postaci dają więcej, niż można przypuszczać.
Yakuza, bezdomni, prostytutki, ofiary i ich kaci. Jest nihilistycznie, przerażająco, dosadnie, dosłownie – a jednocześnie bije z tego wszystkiego niesamowita siła szczerości. Najlepiej podsumowuje to chyba wypowiedź Shina z Peronu:
Są na świecie ludzie, którzy pragną właśnie takiego świata… Brutalnego, pełnego przemocy… Ludzie, którzy z własnej woli chcą zanurzyć się w takim złym świecie rodem z koszmaru. Zresztą, nie ma człowieka, którego w jakiś sposób nie fascynowałoby zło czy przemoc. I bynajmniej nie uważam, że taka fascynacja sama w sobie jest czymś złym. Trzeba po prostu ją w sobie zaakceptować i nauczyć się z nią żyć.
Świat w pracach Endo jest brutalny, ale szczery. Autor nie boi się szukać człowieczeństwa w brudzie, syfie i okrucieństwie. Czytelnik nie chce utożsamiać się z bohaterami, ale jednocześnie – nawet ich nieszczęście budzi jakąś zazdrość. Ich akceptacja siebie i życia, nawet tych złych i obrzydliwych jego części, jest niewiarygodnie pociągająca. Ponieważ są na marginesie społeczeństwa, na swój sposób są wolni od jego norm – i choć człowiekowi kulturalnemu i cywilizowanemu, to znaczy – „normalnemu” – wypada wykrzywiać ze wstrętem wargi, nazwę łgarzem lub ignorantem każdego, kto stwierdzi, że nie odnalazł w tych historiach cząstki siebie.
Konkretnie to mamy przemoc, śmierć i seks – a także nieśmiałe światełka przyjaźni, miłości, współczucia i przywiązania. Okrucieństwo świata podkreśla te pozytywy znakomicie; żyjemy w beznadziejnym świecie, ale jednak warto w nim żyć. Ludzkość jest chora, zboczona, obrzydliwa i sadystyczna, ale także zagubiona, szlachetna i spragniona dobra. Bohaterowie trochę chwilozofują, trochę rozmawiają o rzeczach nieistotnych, ale w ich rozmowach i działaniach nie ma nic zbędnego. Endo tworzy historie kunsztowne, ascetyczne – połapanie się w postaciach z „Dla nas, niewierzących w Boga” jest dość trudne, ale nie jestem pewna, czy konieczne. Tak naprawdę nie liczy się, kim są – wszyscy są ludźmi. Tylko i aż.
– Taa, ty to w ogóle prowadzisz do porzygu zdrowy tryb życia. Jak jakiś książę z filmów Disneya normalnie.
– A to źle?
– No trochę źle, mógłbyś se czasem odpuścić i trochę się mentalnie uświnić jak człowiek.
Wykonanie
Z początku prychnęłam, teraz obśliniam. Prace Endo mają wiele cech mangi, ale trochę też komiksu zachodniego – i autor posługuje się środkami wyrazu w sposób nieco odmienny niż dzisiejsza norma. Nie ma w tym w sumie nic dziwnego – opowiadania powstawały w latach 1995-2001, czyli ładny kawał czasu temu. Mamy pojedyncze kadry i całe strony, na których elementy kontrastują z bielą kartki, ale też wiele bardzo szczegółowych teł i mocnych kolorów w innych miejscach. Nagość momentami ociera się o pornografię, ale jest coś hipnotyzującego w czerni tatuaży członka yakuzy i bieli leżącej pod nim dziewczyny. Nie ma nachalności w tych scenach, są naturalnym elementem, dopełnieniem świata przedstawionego. A jak wspaniałe są jego kruki! Mogłabym siedzieć i gapić się godzinami.
Prace Endo nie są ładne. Nie są też zjawiskowe. Jest charakterystycznie, czasem krzywo, czasem ślicznie, czasem paskudnie i w uproszczeniu. Jest w tym sprawność rysownika, który obrazem opowiada historię, a nie tworzy obrazki do wzdychania. Strona wizualna jest intrygująca, przemyślana, ale inna i możliwe, że czytelnik będzie potrzebował chwili, żeby się przyzwyczaić. Ale może wcale nie.
Warto wspomnieć o humorze, bo jest go sporo. Nieraz cyniczny, wręcz wisielczy, dość prowokujący. Dowcipy bywają wulgarne, kontrowersyjne, często zahaczają o tematykę seksualną. Zabawne, ale też gorzkie i przewrotne – czyli dokładnie takie, jakie lubię najbardziej.
– A wiesz, Masuda…
– Co wiem?
– Że według Freuda pistolet był symbolem fallusa?
– Że co znowu?
– Skoro tak, to jeśli się zastanowić, wojny są tylko zbiorowym waleniem konia i opryskiwaniem się wzajemnie spermą.
– Weź się lepiej zamknij, zbolu.
Do tego wszystkiego – bohaterowie. Bardzo różni, choć z problemami. Do tego – i tu znów się zachwycam – wspaniałe postaci kobiece. Wyraziste, ludzkie, tajemnicze. Silne i kruche. Tak naprawdę nie różnią się zbyt wiele od mężczyzn – też są ludźmi, ale jest coś wspaniałego w tym, że autor potrafi to dostrzec i przedstawić. A do tego nikt nie jest tu święty – japońscy uczniowie zachowują się identycznie jak polscy, młodzież popala, popija, interesuje się seksem i pyskuje nauczycielom. Nikt nie jest święty ani całkowicie niewinny – ale też nikt nie jest tak do reszty zły. Czasem po prostu nie znamy okoliczności.
Wydanie polskie
Jak wspomniałam – mamy format powiększony do A5. Jest też obwoluta z ładnego papieru i w świetnej kolorystyce, porządny druk i klejenie. Ba! Większość stron ma zewnętrzny margines, a w polskich wydaniach mang to się rzadko zdarza. Choć raz nie mam wątpliwości, że nic nie jest ucięte…
Tłumaczy – rzecz jasna, w końcu to JPF – pan Paweł Dybała. I chociaż zdarza mi się marudzić na jego tłumaczenia, to teraz jestem gotowa bić brawo pośladkami. Krótkie historie to manga od lat 18, więc żadnej cenzury nie ma. Yakuza wypowiada się jak na gangsterów przystało, przekleństwa, wulgaryzmy, kolokwializmy, język potoczny – ale też poważne rozmowy o psychologii, filozofii i religii. Naprawdę aż przyjemnie się czyta – twórczość Endo bywa wręcz naturalistyczna, więc wymowne obrazy potrzebowały adekwatnej warstwy językowej. Paweł Dybała popełnił znakomite tłumaczenie i chwała mu za to.
Kupić?
Tak. Już, teraz, natychmiast… No chyba, że nie macie ukończonych osiemnastu lat, bo prawnie takie rzeczy nie są dla was. Chociaż ostrzegam – czytacie na własną odpowiedzialność. Ja przez tę mangę spać nie mogłam, bo trybiki w mózgu zapierdalały mi jak po hektolitrze mocnej kawy. Wiele mang uwielbiam, ale chyba nic mnie nie nakręciło aż tak bardzo od czasów Uzumaki. W Krótkich historiach nie mamy jednak horroru – to bardziej dramaty i rozważania nad codziennością w mocnych barwach.
Cegła kosztuje około 45 złotych. Dziesięć groszy za stronę. Moim zdaniem to bardzo przyzwoita cena, a Hiroki Endo – krótkie historie to jedna z najlepszych pozycji na mangowym rynku wydawniczym w Polsce. To pozycja obowiązkowa – o ile jesteś pełnoletni, rzecz jasna. Dzieci muszą podrosnąć, nie tylko z powodu seksu, przekleństw i przemocy – to tematyka, która młodszym może wydać się dość nudna. Chyba, że czytają Junga…
10/10
frydzia said:
Po przeczytaniu takiej opinii wypada jedynie zabrać portfel i wybrać się do sklepu :)
PolubieniePolubienie
Wombat said:
Moim zdaniem to jest mangowy must-have, tak samo jak „Uzumaki”, chociaż jeśli ktoś nie lubi horrorów… Ale jak wiele mang bardzo lubię, niewiele nazwę prawdziwie wybitnymi, a ten tom uważam za wybitny. To jeden z najlepszych tytułów na naszym rynku i JPF naprawdę świetnie go wydał. Głupie zewnętrzne marginesy wiele dają, serio.
PolubieniePolubienie
papugazusa said:
Cieszę się, że wyprzedziliście moje pytanie dot. must – have w mandze. Uzumaki i Hiroki Endo – uznaję zatem za dwie książki, które powinnam przeczytać, żeby mieć pojęcie co oznacza dobra manga.
O mangę otarłam się w liceum, gdy to jeden z moich kolegów nałogowo czytał obrazkowe książki. Niestety było to w okresie maturlanym dlatego pewnie nie załapałam bakcyla.
O nie! właśnie mi się przypomniało. Nie mam racji! Mój pierwszy kontakt z mangą miał miejsce zaraz po podstawówce( jakaś pierwsza klasa liceum), gdy to mój sąsiad pożyczył mi płytę z mangowym porno ;)
PolubieniePolubienie
Wombat said:
Manga to komiks, anime to animacja ;) A porno manga to hentai XD Są jeszcze ecchi, czyli z podtekstami.
Te „must have” dotyczyło bardziej rynku polskiego. Jesteś w troszkę innej sytuacji – mieszkasz w Stanach. Oznacza to primo – większy rynek i więcej na nim pozycji, secundo… Cóż, mam trochę mang po angielsku. W większości uważam je za mniej udane niż polskie. Gorszy jakościowo papier, nudniejsze tłumaczenie (polski jest jakoś bardziej ekspresyjny). Nie zawsze, rzecz jasna, ale polskie wydania ogólnie wypadają lepiej, przynajmniej w moich doświadczeniach.
Krótkie historie Hiroki Endo są cudowne. Uzumaki to horror autorstwa Junji Ito, który tworzy znakomite horrory, ale… Cóż, są moim zdaniem przerażające. Fascynujące, ale straszne. Gyo i Tomie tego samego autora też mną dość wstrząsnęły. Tylko – zdecydowanie należy trzymać te wszystkie pozycje z dala od osób nieletnich ;D
Mogę polecić Ci mnóstwo mang. Część to klasyki, część nowości, są zarówno tasiemce jak i jednotomówki. Dla nastolatków, dla dorosłych, dla dziewczynek, dla chłopców… Dramatów, komedii, fantastyki. Przydałoby się tylko wiedzieć, jakie klimaty najbardziej lubisz – bo ja w sumie czytam prawie wszystko, co się pod ręce nawinie ;)
Ale w sumie spróbuję na dniach spłodzić mały przewodnik po mandze. Może niespecjalnie specjalistyczny, postaram się bez miliona pojęć, ale z poradami, jak szukać czegoś dla siebie ;D
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
carnivall1 said:
Czytałam wiele wypowiedzi o tej mandze, ale dopiero ten tekst sprawił, że zastanawiam się nad kupnem. Muszę poszukać dziury w rozpisce zakupowej.
PolubieniePolubienie
Lisowa said:
Czekam na poradnik. To świetny pomysł, zarazem praktyczny i na czasie. Tak że trzymam za słowo, wombacie kosmaty ;D
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Daminox said:
Hmm, mnie Hiroki Endo w krótkich historiach nie zachwycił. Traktuję ten zbiór raczej jako przekrój twórczości artysty z kilkoma naprawdę niezłymi historiami, ale generalnie do opus vitae, czyli do „Edenu” to nie może się przyrównywać. Napisałem „opus vitae”, ale mam nadzieję, że jeszcze nas zaskoczy ten pan. Większość historii zdawało się być napisanych infantylnie, jakby próbowano ująć poważną tematykę, ale brakowało ku temu zgrzytu w życiu artysty albo warsztatu. Na przestrzeni całego zbioru widać progres jaki się pojawił – w piórze i umiejętności opowiadania – Endo, i wg mnie to właśnie jest główna wartość tego wydawnictwa.
PolubieniePolubienie
Wombat said:
Chyba wiem, o czym mówisz – ale raczej się nie zgodzę.
Wierzę, że „Eden” wypada w tym porównaniu dużo lepiej. Mogę się zgodzić, że całość dało się zrobić poważniej i kunsztowniej. Jednak w „Krótkich historiach” urzekł mnie przede wszystkim klimat, a ten wiele zawdzięcza konwencji i wykonaniu.
Zawrtość tego tomu trudno nawet nazwać opowiadaniami – są to fragmenty, „świstki z pralni” jak mawiała moja znajoma. Uwielbiam świstki z pralni. Impresje, niedopowiedzenia, ulotności. Doceniam wiele wybitnych dzieł literatury i kina, etc. etc., ale najbardziej kocham te, które dają mi pewne uczucie świeżości – takie, po których nie czuję się przytłoczona osobowością twórcy, w których nie narzuca mi swoich poglądów i wizji, które zostawiają posmak niezadanych pytań. Najgorsze, co może robić dzieło sztuki, to dawać odpowiedź – ale pytań zadano już tyle, że mam dość. Niech mnie porwie, niech mnie ruszy, ale nie nazywajmy, nie określajmy, nie definiujmy.
I Endo udaje się moim zdaniem bardzo dobrze – no, może oprócz „Chłopaki nie płaczą” – nie ujawniać się z sobą. Jest klimat, nastrój, sytuacje, bohaterowie dyskutują, czasem trochę pierdolą od rzeczy, ale nie czuć za tym autora i jego poglądów. Mam tendenje do pałania dziką nienawiścią do głównych bohaterów – za bycie alter ego, za idealizowanie, za nadmierne panoszenie się autora po tworzonej rzeczywistości. A Endo się nie panoszy… Względem robi to tak nieudolnie, że wcale go nie czuć. Ale to też plus XD
Poza tym… Mówimy o narodzie, którego popkultura ma długi i gorący romans z infantylizmem, a imię jego kawaii. Nie wspominając o licznych seriach z konstrukcją o tym samym poziomie skomplikowania, co budowa cepa – to jest 99% shounenów i shoujo – które często mają fajny pomysł, kreskę, bohaterów i/lub humor, ale przewidywalność jest wręcz przerażająca.
PolubieniePolubienie